Aby usprawnić działanie strony, serwis wykorzystuje pliki cookies, zapisywane na urządzeniu użytkownika. Pliki te można wyłączyć w ustawieniach przeglądarki.

Wiejski Ośrodek Kultury w Ochotnicy Górnej

WOK na Facebook
WOK Logo

Wiejski Ośrodek Kultury

w Ochotnicy Górnej

Wiejski Ośrodek Kultury w Ochotnicy Górnej

Jarosław Buczek

PASTERSTWO W GORCACH

Rozległą kotlinę Podhala, rozpościerającą się u stóp skalnego łańcucha Tatr, zamyka od północy wyniosły wał górski lesistego pasma Gorców. Piętrzy się on ponad doliną Dunajca od Nowego Targu po Czorsztyn w Pieninach.

Główną rolę w osadnictwie Beskidu Zachodniego odegrali pasterze Wołoscy, którzy przybywali tu z Bałkanów  szczytami Karpat ze stadami owiec i kóz w poszukiwaniu pastwisk by dotrzeć do Beskidu Śląskiego i na Morawy. K. Potkański tak charakteryzował tych pasterzy: „ Nie idą oni ławą, lecz mniejszymi gromadami i nie jako rolnicy (…) głównie znani są wszędzie jako wędrowni pasterze (…). Oni jedni wyzyskują pustki górskie, opuszczone i niezamieszkałe; za prawo pasania dają owce i sery (…). Migracje tej ludności były wyrazem jej nomadyzmu, który wiązał się ściśle z gospodarką pasterską(…)”. Do XV w. Gorce były to góry dzikie i puste. Zmienia się to radykalnie gdy na terenie Gorców zaczęli pojawiać się nowi osadnicy – Wołosi.  Nie ulega jednak  wątpliwości, że byli oni  w przeciwieństwie do polskich rolników z nizin – gospodarzami trudnych górskich terenów. Zarządcy dóbr królewskich oraz wielcy właściciele ziemscy stwarzali im możliwości osiedlania się w górach na stałe, kierując się bądź co bądź względami ekonomicznymi czyli  chęcią zagospodarowania nowych obszarów, bądź strategicznymi- dążeniem do wzmocnienia osadnictwa na terenach przygranicznych.

Pierwszą wsią na Podhalu założoną na prawie wołoskim jest Gorczańska wieś Ochotnica tak że w dokumencie lokacyjnym znajdują  się pierwsze wzmianki o wyrabianiu sera z owiec i koz. Ochotnica uzyskała przywilej lokacyjny 20. 03. 1416r z kancelarii królewskiej. Nadano w nim „ sołectwo we wsi naszej Ochotnicza” niejakiemu Dawidowi Wołochowi. Ciężary do jakich zobowiązano osadników w dokumencie lokacyjnym wskazują, ze Ochotnica była wówczas osadą pasterską. Proces osadnictwa w dolinie rzeki Ochotnicy nie zakończył się na początku XVw. Bowiem jego etap, ale jeszcze nie ostatni, wiązał się z powstaniem wsi Babieniec (później Ochotnica Górna) nad górnym odcinkiem rzeki. Dokładna data lokacji Babieńca nie jest znana. Pewne jest jedno, że za czasów starosty czorsztyńskiego Jakuba Dembińskiego (1571-1578) „ począł się osadzać Babieniec”. Jego zasadźcą był sołtys  Ochotnicy Walenty Ochotnicki. Słowa Babieniec wedle słownika języka polskiego Samuela Bogumiła Lindego pochodzi z języka serbskiego i oznacza m.in. halę, pastwisko górskie. Wskazywało by to zarazem iż prawdopodobnie na takim właśnie terenie zaczęto około 400 lat temu lokować wieś, która przez to w języku jej osadników- Wołochów uzyskała nazwę Babieniec .

Na wiyrch Wiyrch babieńca sałas murowany,

Hej ktos go wymurowoł baca porąbany…

Istnienie prawa wołoskiego w osadzie nie rozstrzygało kwestii etnicznego składu jej mieszkańców. W dokumencie lokacyjnym Ochotnicy  sołectwo uzyskał jej zasadźca Dawid Wołoch. Również pozostali osadnicy wsi nazwani zostali Wołochami. Także w aktach wizytacji kościelnych z 1596r. kmieci ochotnickich nazwano Wołochami, a lustracja z lat 1616/17 i 1630 Ochotnicę wsią wołoską. Nazwy występujące w wyższych partiach grzbietów górskich Ochotnicy jak np. Jaworzyna, Kiczora, Kotarnia, Kotelnia, Magurki, Przysłop występują również w Karpatach etnograficznie ruskich i rumuńskich. Podobnie nazwy niektórych polan ochotnickich takich jak: cerla, Cyrhla, kosarzyska, certez, hola, solnisko, tokarnia oraz nazwy niektórych ról (ligasowa, janczurowa, kotelnicka, tarchałowa, liptakowa), a także nazwy najniższych pasm w Ochotnicy (groników, Groniów i stoków o dużym spadku-grap, prawdopodobnie są pochodzenia rumuńsko- bałkańskiego. Wszystkie wymienione nazwy powstały w XIV-XVIIIw. W związku z napływem w Gorce pasterskiej ludności rumuńsko-rusko-bałkańskiego pochodzenia, zajmującej się głownie wypasem stada owiec i kóz. Nazwy ról jak i niektórych polan wywodzą się niewątpliwie od nazwisk pierwotnych ich właścicieli i pochodzą co najmniej z XVI w. właśnie w połowie tegoż wieku osadnicy ochotniccy zajęli się uprawą roli dowodem czego może być przejście z podatku płaconego od 100 owiec do podatku łanowego. W Ochotnicy istotne znaczenie maiła hodowla kóz i bydła. W każdej trzodzie znajdowała się pokaźna ilość kóz,(zdj) co spowodowane było smutną koniecznością ze względu na: specyficzne warunki fizjologiczne terenu Ochotnicy. Stosowano ją dla jego pełniejszego wykorzystania pod względem gospodarczym. Chłopi bowiem posiadali wiele gruntów na stromych zboczach górskich, gdzie rosły jedynie jałowce i ciernie. Hodując kozy można było bowiem czerpać pewne ko0rzyści nawet z nieużytków. Tak np: jeszcze w roku 1879 chowano w niej 1743 sztuki kóz.  Nie sądzimy jednak aby pasterstwo w Ochotnicy, w miarę jak przechodziło ono na usługi rolnictwa niosło ze sobą zarobek swojego upadku, jak to miało miejsce na innych terenach. W Ochotnicy istniało bowiem ścisłe powiązanie gospodarki pasterskiej z rolną. W wyniku tego powstał swoisty typ gospodarki szałaśniczo-pasterko-rolnej., który to system posiadał we wsi dwie formy. Jedna z nich związana była z  wypasem trzód na polanach tzn. na gruntach, które znajdowały się poza łanami, druga zaś forma miała zastosowanie na łanach.  Ślady gospodarki szałaśniczo-pasterskiej na polanach ochotnickich są także odnotowane w relacjach sołtysich w XVIw. Wtedy to bowiem ochotniczanin Wojciech Posadowski i jego sąsiad Groń „ na Studzionkach z dobytkiem swym stali (–S. Czajka) i szałas tam swój mieli” na początku XVIIw. Sołtys Ochenkowski skarżył się w grodzie sądeckim, że starosta czorsztyński „odjął mu góry i szałase oraz przez trzy lata spasał bydłem swoim” (S. Czajka) także na polanie Fiodorowej w tym czasie i później stały koszary.

Na początku XX w. Gorce były drugim pod względem wielkości po Tatrach ośrodkiem pasterstwa w polskich Karpatach. Gdy w innych częściach Beskidów Zachodnich pasterstwo zanikło,tutaj jego tradycje były bardzo żywe.W latach 1921-25 działało prawie 50 bacówek np. na Jaworzynie Kamienickiej, Średniak , na Pustoku . Wypas koncentrował się w masywach Turbacza, Gorca, Kudłonia i Lubania gdzie znajdowało się łącznie 34 szałasy i 19 wolarni. W masywie Lubania pasterstwo zachowało charakter prymitywny. Owce pasano najczęściej po lasach. W prawdzie prawo II Rzeczypospolitej zabraniało wypasu w drzewostanach, które nie osiągały 3 m wysokości lecz mimo to intensywne pasterstwo w lasach trwało aż do II wojny światowej.W okresie międzywojennym Gorce stały się miejscem eksperymentów i badań zmierzających do wypracowania optymalnych metod gospodarki pasterskiej w górach. W latach trzydziestych Małopolskie Towarzystwo Rolnicze zorganizowało na dziesięciu gorczańskich polanach tzw. gospodarstwo wzorowe. Ośrodki takie istniały na polanach: Bieniowe, Fiedorówka, Gorc Kamienicki, Cederman, Mroźnica pod Lubaniem, Ustępne, Srokówki, Bukowina Waksmundzka, Stawieniec. Niestety podczas II wojny światowej większość tych zabudowań uległa zniszczeniu.Po wojnie pasterstwo w Gorcach utrzymało się głównie w rejonie Turbacza i Gorca ( w sąsiednim Beskidzie Wyspowym niemal zupełnie zanikło). Po wojnie upaństwowione były lasy dworskie i skutecznie egzekwowano w nich zakaz wypasu owiec i bydła. Później otworzyła się możliwość organizowania szałasów w Bieszczadach, Sudetach i Beskidzie Wyspowym( łagodniejszy klimat i dostępność komunikacyjna tamtych terenów sprawiły że stały się one silną konkurencją dla gorczańskich polan). Kryzys polskiego owczarstwa jaki miał miejsce w latach 90 XX w pod wpływem przemian gospodarczo- ustrojowych doprowadził do dramatycznego spadku pogłowia i zmian w strukturze hodowli.  Jeszcze w latach 80-90 XX w bacowaniem nie zajmował się praktycznie nikt,  głównie wypasem kulturowym zajmowało się kilku baców (owcorzy). Szczątkowe formy bacowania  można było zaobserwować na polanie Kudów w paśmie Lubania, hale Gorcowe, Fiedorówka, Magórki, Pod Przehybą. Największe kierdle liczyły do 300 sztuk. W skutek zaniechania gospodarki kośnej i pasterskiej uzyskiwane przez człowieka  od kilku wieków polany zaczęły ulegać stopniowej sukcesji lasu. Szkoda aby tak piękne polany i hale, które można z pełną odpowiedzialnością uznać za zabytek architektury krajobrazu , zostały zaniedbane i opuszczone. Choć to trudny teren, ale dzięki wytrwałości niektórych ludzi, którym leży na sercu dbanie o spuściznę przodków, o tradycję i kulturę- owce znów powracają w Gorce. Od 2002r. Gorczański Park Narodowy wprowadził na hale Długą  pod Turbaczem, kierdel ok. 200 szt owiec . otworzyła się także bacówka na Przełęczy Knurowskiej ok. 500 sz. I po dłuższej przerwie owce także zawitały do Ochotnicy. W 2010 r. kierdel  owiec ok. 50 szt pasie na Magórkach, a od 2011 pod Przehybą w potoku Jamne ok. 200 szt owiec. Miejmy nadzieję, że tradycja pasterska znów wróci w Gorce. Bo jedynym rozwiązaniem gospodarowania w górach  są właśnie owce.

                

MAGIA , ZWYCZAJE I OBRZĘDOWOŚĆ GORCZAŃSKICH OWCZARZY

...”Panuje powszechnie przekonanie, że chłop, których nie zna czarów, nie ma się co brać do bacowania bo mu inni bacowie wszystko mleko odbiorą.”

Baca w hierarchii dawnej wsi gorczańskiej był osobą cieszącą się poważaniem i zaufaniem. Uważano go powszechnie za znawcę magii i czarownika, który żyjąc blisko natury, zdołał poznać jej najgłębsze tajemnice. Umiał przecież prowadzić szałas, przeciwstawiając się kapryśnej pogodzie, dzikiej górskiej przyrodzie i urokom rzucanym przez innych baców. Było powszechnie znaną rzeczą, że owczarze byli bardzo przesądni, że mają liczne gusła i wierzenia, oraz tajemnice zawodowe, starannie ukrywane przed obcymi. Szczególniej bacowie zażywali sławy znachorów i czarowników. W Gorcach najsławniejszy z nich był Bulanda z Lubomierza, zmarły przed kilku laty, który bacował na Jaworzynie Kamienickiej.  Przyjmował on w swej kolybie nie tylko okolicznych chłopów, lecz także ludzi z miast, z Krakowa, Warszawy, przybywających doń po radę. Jednego lata widywano tam jakiegoś oberlejtnanta austriackiego, który szukał rady na chorobę nóg. Raz zaś przyjechał z Berlina bogaty Żyd leczyć się na solitera. I nie zawiódł się. Bulanda wykurował go w krótkim czasie, dając mu pić rosół z pod oscypków.- sztuki znachorskiej nauczył się w Lewoczy, <na węgierskiej stronie>, u potężnego czarownika, o którym lud opowiadał dziwy po obu stronach Karpat. Pierwszy sukces, który mu zapewnił sławę i powodzenie, odniósł Bulanda na plebanii w Niedźwiedziu, uwalniając oborę plebańską od czarów i przywracając bydłu zdrowie. Proboszcz, choć wróg zabobonów, powiedział  mu wtedy: możesz człowiecze, wykonywać swoje praktyki, bo nie czynisz nic złego, tylko dobre. Ze znachorstwem łączył Bulanda zawód wiejskiego chirurga, naprawiając złamane ręce i nogi z wielkim powodzeniem. Sztuki swej nie przekazał nikomu. O swym zięciu i jedynym spadkobiercy wyraził się, że się nie nadaje do tego, bo jest mściwy i mógłby tajemnej wiedzy nadużyć na szkodę drugich.

   Przygotowania do sezonu baca rozpoczynał na długo przed wyruszeniem na wypas. Przede wszystkim gromadził różnego rodzaju magiczne przedmioty, które wykorzystywał później do swoich praktyk. Niezbędne mu były m.in. zioła poświęcone 15 sierpnia w dniu Matki Boskiej Zielnej, nóż, którym krojono wigilijny chleb, sól poświęcona w dniu św. Agaty oraz kadzidło i kreda święcone w Trzech Króli. Wykonywał ponadto szereg zabiegów mających zapewnić powodzenie na szałasie. Na przykład podczas uroczystej wieczerzy wigilijnej kład pod stół łańcuch, który gwarantował nierozerwalność stada. Wigilia Bożego Narodzenia wskazywała dzień tygodnia , który miał być najszczęśliwszym terminem rozpoczęcia wypasu. W Gorcach za korzystne do wyruszenia na szałas uważano oprócz tego dnia również środę, czwartek i sobotę. Kolejne magiczne praktyki i wróżby wiązały się z samym rozpoczęciem sezonu pasterskiego. Tuż po przybyciu na polanę- we wrotach koszaru- baca zakopywał nóż, który kroił wigilijny chleb. Miał on „ przecinać”, niszczyć rzucony na szałas urok. Gdy owce znalazły się w kosarze, juhasi przepędzali je trzykrotnie wokół zatkniętej pośrodku jodełki. Jeżeli zwierzęta ogryzały jej gałązki, wróżyły to trudny rok i brak paszy. Następnie baca sypał do pojemniczka wykonanego z kory, zwanego kozubkiem, wspomniane wyżej zioła święcone na Matkę Boską Zielną, zmieszane ze smołą, czyli żywicą świerkową, i okadzał trzykrotnie koszar. Niekiedy wsypywał zioła do małych ognisk rozpalonych w jego narożach. Zabieg ten miał zabezpieczyć owce przed chorobami i zapewnić im mleczność. Przed złymi czarami chroniła woda ugotowana z solą św. Agaty, którą pojono stado w pierwszy dniu wypasu. Po okadzeniu baca skrapiał owce święconą wodą, a cały koszar trzykrotnie opisywał kredą z Trzech Króli. Szedł przy tym w „kierunku słońca” (czyli zgodnie z jego pozornym ruchem) i odmawiał specjalną modlitwę. Na koniec święcił i okadzał kolibę, w której miał mieszkać wraz z juhasami i pomocnikami przez cały sezon. Pierwszy ogień na szałasie rozpalał baca- przy pomocy krzesiwa i hubki. Przez cały czas wypasu musiał być podtrzymywany, bo jego zagaśnięcie przynosiło nieszczęście. Nawet w dniu zakończenia szałasu nie wolno było zagasić ognia, musiał wypalić się samoistnie. Jako opału używano drewna bukowego, aby „ owce się tak krzepiły, jak buk na ogniu”. Nie można go było „ciupać siekierą”, bo owce straciłyby wtedy mleko. Złe następstwa mogło spowodować również plucie lub wrzucanie śmieci do watry. Oprócz chorób i czarów utrapieniem pasterzy były wilki. Aby chronić się przed nimi, już podczas wieczerzy wigilijnej baca wynosił resztki jedzenia w pole i zapraszał wilka na poczęstunek: „Wilku, wilku, chybaj do obiadu, jak nie przyjdziesz dzisiaj, to nie przychodź rok cały”. Za każdym razem, gdy podczas wypasu owce opuszczały koszar, baca odmawiał modlitwę do św. Mikołaja, który był uważany za świętego sprawującego władzę nad wilkami. Wierzono, że co roku w dniu 6 grudnia wszystkie gorczańskie wilki schodzą się na polanę Średnie, gdzie św. Mikołaj wyznacza owce i bydło, które wolno im będzie pożreć w następnym roku. Innym zagrożeniem dla owiec były jadowite żmije. Aby zapobiec ich ukąszeniom, stado okadzano chrzanem poświęconym w Wielką Sobotę. Ochronę zapewniała również obecność wśród owiec białej kozy. Sporo magicznych praktyk dotyczyło dojenia. Przed jego rozpoczęciem pasterze robili nad każdą owcą znak krzyża, odpędzając w ten sposób ewentualne czary. Podczas udoju nikt obcy nie mógł zaglądać do koszaru, bo groziło to utratą mleka. Wracając do koliby, pasterzy musieli przystanąć po drodze trzy razy, stawiając za każdym razem gieletę z mlekiem na ziemi. Pierwsze każdego roku sery baca rozdawał juhasom, co miało zapewnić udany sezon. Nawet gdy nie wiodło się najlepiej, nigdy nie sprzedawał sera i żentycy po zachodzie słońca. Dzień na szałasie rozpoczynał się o świcie, a kończył o zmroku.

                Choć wierzono, że zabiegi wykonywane przez bacę i juhasów zapewniają im i całemu stadu zdrowie i bezpieczeństwo, dostatek paszy, obfitość mleka i sera – powodzenie szałasu zależało  i tak od hojności natury. To ona była najbardziej nieprzewidywalnym „czarownikiem”, z którym zmagali się pasterze. 

Gorczańscy owczarze mają też swoje tradycje i podania przywiązane do pewnych miejsc. Z najwyższym szczytem w Gorcach, Turbaczem, sławionych często w pieśniach pasterskich, wiąże się następujące podanie:

Pewien chłop wyjechał z parobkiem na Turbacz po siano i był zmuszony tam nocować. Było to już w jesieni, w porze, kiedy w górach wcześniej nastają chłody niż na dołach. W nocy uczuli dokuczliwe zimno, a nie mieli czym rozniecić ognia. Wtem ujrzeli na Średniem płomień buchający od jakiegoś ogniska. Gazda wysłał parobka po ogień, a sam zajął się gromadzeniem patyków. Gdy parobek po niedługiej wędrówce zbliżył się do ognia, ujrzał z przerażeniem liczne stado wilków grzejących łapy, a wśród nich starego, poważnego człowieka. Przystanął i patrzy. Nagle jeden wilk zawarczał wściekle i chciał się na niego rzucić. Poznał bowiem w nim tego, który mu całkiem niedawno odbił barana. Lecz sędziwy mąż powstrzymał go skinieniem, a parobkowi rzekł: widzisz, gdybym im pozwolił, toby z ciebie ani kostka nie została. Pamiętaj sobie, że nie trzeba nikomu odbierać tego, co mu Pan Bóg przeznaczył. Parobek mimo strachu nabrał ognia i po powrocie opowiedział gospodarzowi, co widział. Palili ogień i grzali się, ale całą noc nie spali, bo się bardzo bali. Gdy nazajutrz przeszukiwali to miejsce, nie znaleźli ani <ślaku zmaku> z ognia ani z wilków. – gazda powiedział, że to był św. Mikołaj. (Według wierzeń ludowych św. Mikołaj wyznacza każdemu wilkowi, czyje bydlę ma porwać,- S. Poniatowski: Etnografia Polski- Wiedza o Polsce, t.III).

   Na Jaworzynie jest grota, stanowiąca wejście do podziemnej galerii, która rzekomo prowadzi aż do góry Mogielicy. Pewien ksiądz z Niedźwiedzia zapuścił się w nią w towarzystwie kościelnego, przy blasku świeczki, aby zbadać wnętrze. Okazało się, że galeria przecięta jest głębokim potokiem, przez który przerzucona była kładka. Ksiądz wstąpił na nią, aby przejść na drugą stronę, ale kościelny powstrzymał go. <jegomość, stójcie!- zawołał.- niech Se przez nią przechodzi ten, co ją zrobił> i ksiądz cofnął się .  Opowiadają, że z tej groty wychodzili pankowie, niewięksi jak dwunastoletni chłopcy. Twarze i szyje mieli ozdobione takiemi naroślami, jak indycze korale, a na głowach nosili trójróżne czapeczki. Tańcząc na polanie, śpiewali:

„  Jedna portka cyrwono, Drugo portka zielono, I copecka na głowie, Tańcujmy se, pankowie”.

                 Były to zimne duchy. Pojawienie się ich zwiastowało klęski. Opowiadają, że po rabunku (1846) nastały głodne lata, straszliwie upamiętnione wśród ludu gorczańskiego. Wówczas widywano tych panków przed jaskinią jak tańczyli i śpiewali taką śpiewkę:

 „Hosa, hosa, hosa, hosa, Będzie zytko po dwa grosa,

 A psenicka po jednomu,

 A nie będzie sprzedać komu.”

                  Istotnie w ślad za głodem przyszły choroby i pomór wielki. I choć na targach pojawiało się zboże, sprowadzone z obcych krajów, nie znajdywało nabywców, bo ludzie na jarmarki nie przychodzili.

Kilka zwrotów i określeń z terenu wsi Ochotnica używanych w podobnej formie fonetycznej również na Rumunii.

Skopce- naczynie  do dojenia krów

Watra-  ognisko

Gieleta- pojemnik do dojenia owiec

Putnia-naczynie do noszenia wody

Korzec- (5 miar-100l)- naczynie do mierzenia zboża

Putyra- naczynie do przechowywania produktów mlecznych, głównie bryndzy

Baga- sfermentowana papka tytoniowa do żucia

Halbijka- korytko na jedzenie dla świń

Plekać- karmić młode

Nietota- pasożyt u zwierząt

Koliba- budynek na szałasie

Laska- ruszt z patyków do suszenia owoców

Cujka- owca z krótkimi uszami

Kornuta- owca z dużymi rogami

Uokaisto- owca z czarnymi obwódkami koło oczu

Styra-  niepłodna owca, koza, krowa

Wetula- 1. Koza z rogami do tyłu, 2.,przytulna owca

Karpa- wiecznie niezadowolony

Tontoros, tontoros- dużo bezmyślnie gadać

Dziugon- służący do pracy fizycznej

Słutok- nierozwinięty, ledwo łazi

Skapać- zmarnieć, zginąć, umrzeć

Burdel- stara rozwalona chałupa

Buba- określenie krowy przez dzieci w ochotnicy

Libusia- zwrot używany do wołania gęsi

 

Kilka przyśpiewek pasterskich z Gorcy:

1. „Świyci mi miesiącek I gwiozdecke zora

Kiedyk chodził doić owce do kosora”

.

2. Posmutniały góry kiej juhasi zyśli,

 pośli se pociesyć kochanecki do wsi

 

3. Z Jaworzyny baca obiecoł mi syra ale mi go nie doł bede jo becała.

 

4. Po Gorcoskich holach dzwonecki tyrkajom

bedzie śpiyw juhasów kiej sie zredykajom.

5. Nie zachodź słonecko nie zachodź ze jesce bo sie moje krowy nie napasły jesce.

6. W Jascyjskiej dolinie trowka się zielyni pude z uowieckomi to się im odmiyni.

7.Krowy moje krowy nie jydźcie złe trowy bo jydźcie brzezine a trawa na zime.

8.Idzie owcorz z Gorca dzwonecki tyrkocom

 bedziemy ik doić przed tom krótkom nocom.

 

ŹRÓDŁA:

Lliteratura:

- księgi gruntowe 31 wsi podhalańskich XIX w.

- S. Czajka: Ochotnica- dzieje gorczańskiej wsi 1416-1986

-Sebastian Fliżak: Polany w Gorcach i Beskidzie Wyspowym; Z życia owczarzy gorczańskich- Wierchy 1936 rocznik czternasty

- W. Antomewicz: Pasterstwo Tatr Polskich i Podhala

 

 

Informacje Kulturalne